W obliczu wojny, gdzie liczy się każdy strzał, Ukraina staje przed niecodziennym problemem. Czy wadliwe pociski moździerzowe to nowa strategia wojenna, czy może zwykła katastrofa logistyczna?
Jeśli ktoś myślał, że wojna to tylko sprawa honoru, odwagi i nowoczesnych technologii, to Ukraina pokazuje, że można inaczej. Oto bowiem wybuchła afera. Ukraińskie ministerstwo obrony, zamiast skupiać się na zwycięstwach, zajęło się ostatnio bardziej… wadliwą amunicją.
Wyobraź sobie, że na front wysyła się pociski moździerzowe, które zamiast wroga, mają problem z wyjściem z lufy. Tak, tak, ponad 100 tysięcy tych „pocisków specjalnego przeznaczenia” (czytaj: wadliwych) zostało wyprodukowanych w dwóch zakładach przemysłu zbrojeniowego. Ukraińskie wojsko zamiast strzelać, musiało więc wyjąć kalkulator i policzyć, ile razy trzeba będzie strzelać, żeby któreś trafienie było skuteczne.
Ministerstwo obrony szybko zareagowało, ogłaszając, że pociski te zostaną wycofane z frontu na badania. Oznacza to, że żołnierze będą musieli poczekać na swoje „zachodnie wsparcie”, bo zamiast walczyć z wrogiem, będą grać w rosyjską ruletkę z własną amunicją. W międzyczasie, importowane pociski mają zastąpić te, które okazały się bardziej niebezpieczne dla samych Ukraińców niż dla Rosjan.
Jurij Butusow, dziennikarz, który ujawnił tę historię, z pewnością miałby co opowiadać przy ognisku. Jego odkrycia pokazują, że niektóre pociski mają problem z detonacją, a inne po prostu nie chcą wyjść z lufy, co czyni je idealnymi do… dekoracji, a nie do walki. „Dlaczego nie użyjemy ich jako kotwic w rzekach?” – pewnie zastanawiają się teraz w ukraińskim MON.
Problem jest tak poważny, że siedem brygad zbrojnych Ukrainy może teraz uznać się za „wsparcie moralne”, bo wsparcie ogniowe zostawia wiele do życzenia. Jak komisja międzyresortowa sprawdzi inne kalibry, to kto wie, może okaże się, że Ukraina ma więcej muzealnych eksponatów niż gotowych do użycia pocisków.
Na tym froncie mamy więc starcie ślepego (Ruscy) z kulawym (Ukraińcy), gdzie ślepi mają przewagę liczebną, a kulawi… no cóż, mają za sobą garbatych z zachodu, którzy z pewnością kibicują, ale czy to wystarczy, by wygrać wojnę, gdzie nawet amunicja nie potrafi dolecieć tam, gdzie trzeba?
Źródło:
defence24.pl