Dziś o 20:45 na PGE Narodowym w Warszawie Polska zmierzy się ze Szkocją w meczu o utrzymanie w Dywizji A Ligi Narodów.
W teorii stawka jest wysoka, ale w praktyce trudno mówić o nadziei na spektakularny przełom.
Musimy wygrać lub nisko zremisować, by zagrać baraże o utrzymanie w Dywizji A, z teoretycznie słabszą drużyną z Dywizji B.
Polska-Szkocja to klasyczny bój na poziomie „kto mniej przegra”.
Obie drużyny balansują na krawędzi średniactwa.
Może czas zaakceptować, że Dywizja A to dla nas sportowy Everest, na który wspinamy się bez tlenu?
Może lepiej by to wszystko wyglądało w niższej dywizji z innymi średniakami?
Jeśli nie wygramy, trudno będzie o wytłumaczenie, choć na konferencjach prasowych z pewnością nie zabraknie heroicznych narracji o „trudnym momencie w przebudowie drużyny”.
Za trenera Michała Probierza reprezentacja nie tylko nie wykrystalizowała szkieletu drużyny, ale zyskała niechlubną renomę drużyny, która traci najwięcej bramek w Europie.
Skład na kolejny mecz wygląda jakby wylosowany w Lotto – raz grają ci, raz tamci.
Kibice zaczynają otwarcie zastanawiać się, czy to przypadkiem nie będzie ostatni występ Probierza na ławce trenerskiej reprezentacji.
Jednak głos o zmianie selekcjonera niesie się cicho, bo istnieje obawa, że kolejny selekcjoner będzie jakimś średniakiem z polskiej ligi, licząc, że „jakoś to będzie”.
A „jakoś to będzie” to w polskiej piłce hasło równie wyświechtane, co „gramy dla kibiców”.
Może czas w końcu zejść do Dywizji B, znaleźć pokorę i zbudować coś od podstaw?
Bo najwyraźniej Dywizja A to dla nas wyzwanie, jak Liga Mistrzów dla polskich klubów.