Wyobraźmy sobie: oto polski Sejm – bastion polskiej suwerenności – rozbrzmiewa okrzykami „Trump! Trump!”.
Doskonale rozumiem, że to największy wiatr w żagle PiS-u od bardzo dawna.
Zagrali all-in.
Mariusz Błaszczak, według wielu numer dwa w tej Partii, powiedział nawet, że w przypadku wygranej Trumpa – Polski rząd powinien podać się do dymisji.
I cały czas budowana jest narracja Trump = PiS.
Zapewne Trump nawet nie wie że taka Partia w Polsce jak PiS istnieje.
Jednocześnie ubóstwiamy, jak co chwilę upokarzany jest Putin, który musi na kogoś czekać, albo jedzie z całym rządem do ponownie wybranego Xi Jinpinga.
Ale go upokorzyli!
…
Może uzależnienie od innego mocarstwa nie wymaga widowiskowych pokazów lojalności?
Jeśli nadal uważamy, że hołdy dla Trumpa niosą coś więcej niż polityczną farsę, to spójrzmy, co taki spektakl mówi o naszych własnych priorytetach.
Czy aby na pewno nasi politycy zabiegają o nasze, polskie interesy?
Może zamiast tego – ku naszej chwale – organizują nam wycieczkę w stronę amerykańskiego „dreamu” w fabrykach Intela czy Amazona?
Bo przecież tam się pracuje po amerykańsku, prawda?